Strona:Maria Rodziewiczówna - Kądziel.djvu/99

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ano, to niechże pani wyjdzie do narzeczonego i oznaczy termin zapowiedzi. Z mojej strony żadnych nie będzie przeszkód. Otóż pani na samej sobie się przekonała, jak w sprawach uczuć trzeba być dla bliźnich pobłażliwą. Niech pani z tej nauki na przyszłość skorzysta.
— Nie zapomnę nigdy, że w domu pani szczęście mi zaświtało. Niech pani sierocie matkę zastąpi do końca.
W jakiś czas potem przybyło w księdze szarej:
„Pobrali się, no, dzięki Bogu, że tak się skończyło. Teraz już i dojrzałym, i przejrzałym pannom nie będę ufała. Ta nic nie darowała: ani białej sukni, ani welonu, ani pomarańczowego wieńca, ani jąkanej trwożnej przysięgi. Istny podlotek. Pokazało się z metryki, że ma trzydzieści siedem lat! A ten Wawelski, przekonałam się, że ją wziął dla obywatelskiego rodu, żeby się przed aptekarzem pochwalić.
„Z wielkiego zajęcia i pośpiechu zostawiła tu swój ołtarzyk. Musiałam go sama rozebrać i odesłać. Zdaje się, że zostanie w skrzynce, jeśli go dzieci Wawelskiego nie porozciągają po kawałku na wszystkie strony. Lżej mi jest w domu bez pomocy i dużo wody upłynie, zanim mnie namówią na udzielenie pracy „samodzielnym kobietom.“
Narazie łatwo to było rzec pani Taidzie.
Kazio przyjechał, więc objuczyła go połową swych ciężarów i nie chciała słyszeć o towarzyszce.