Strona:Maria Rodziewiczówna - Klejnot.djvu/110

Ta strona została skorygowana.

Dziewczyna żachnęła się niecierpliwie.
— Nikt mi w życiu nie pomagał i rachuję tylko na siebie. Mężczyźni się żenią dla posagu, ale kobiety dla posagu nie wychodzą za mąż. Co prawda, i amatorów na to by nie znalazły. Tyle lat sama się kołacę na świecie, to i do końca się dokołacę. Byle ojciec miał spokój i moje słowo w interesie było święte.
Gdy to mówiła, znikło przygnębienie z twarzy i smutek oczu pokrył blask zawziętości. Wstała i wyprostowała się hardo. Stary ukośnie, z pod brwi się jéj przypatrywał.
— To bardzo chwalebne. Owszem, owszem, procenty płać: ja ci ile mocy pomogę. Daję dowód, że mam do ciebie zaufanie, jeślim ci obiecał pośrednictwo z wierzycielami. Spytaj-no, czybym to chciał uczynić dla tego fanfarona z Sokołowa, albo dla tego szachraja Ilinicza.
— Co do Seweryna, to wuj się uprzedza. On pracuje i nie traci, ale ma istotny odmęt i chaos na tych obszarach. Żeby wuj mu pomógł, tobym wujowi tak była wdzięczna, tak wdzięczna...
Oczy jéj strzeliły serdeczną prośbą i wyciągnęła doń obie dłonie. Stary się żachnął.
— A mnie po kiego licha twoja wdzięczność potrzebna! Poszyję sobie z niéj koszulę, czy kupię chleba? A tobie radzę myśleć o sobie. Masz dosyć kłopotów i roboty. Nie zajmuj się losem innych.