Strona:Maria Rodziewiczówna - Klejnot.djvu/119

Ta strona została skorygowana.

zawiozę sama wolantem, memi jukierami z groomem. To jego pomysłu było to patryarchalne lando z całym ceremoniałem.
— Ależ, Niko, wolantem, żebyś powoziła sama, na pogrzeb! Tego jeszcze nikt nie widział.
— Toby zobaczyli! I cóżby się stało? Słońce-by się nie zaćmiło, ani ziemia w posadach nie zadrżała? Wszelką nową rzecz ktoś pierwszy wprowadził. Cóż, przyjmie nas pani?
— Naturalnie. Myślę tylko, jak się zabierzemy — odparła panna Barbara ubawiona.
— Bardzo prosto! Pani furman odda mi swój bat i lejce: zawiozę państwa.
Taki był stanowczy ton, że parobek już na ziemię się zsunął i patrzał z zachwytem na zuchowatą pannę.
Ona bardzo zręcznie zajęła jego miejsce i obejrzała się na ojca, który dużo trudniéj gramolił się na bryczkę.
— Niewygodnie! — rzekła panna Barbara.
— Ale ojciec udaje! — wtrąciła panna Nika. — Zeszłego lata używał przecież wózków góralskich w Zakopanem. A te wehikuły we Włoszech pamięta ojciec?
— Pamiętam! Poznałem dzięki tobie wszelkie sporty. Uważajże gdzie jedziesz. Drogi nie znasz. Czy to tu łaskawa pani?