— Ja obcych wcale nie sądzę, ani krytykuję. Ale Ilinicz, niestety, jest moim szwagrem. Dzieci tam chore, gospodarstwo w nieładzie: więc niechby w domu siedział.
— Ilinicz rządzi się żydowskim przysłowiem, że szczęście i interes mieszka przy drodze — wtrąciła panna Barbara.
— Ładnie wyszedł na téj teoryi! — mruknął Sewer.
— Mój drogi, nie stoi gorzéj od ciebie i od nas.
— Tak, ale ani ty ani ja nie zakładamy rodziny i nie mamy kupy dzieci, które potrzebują jeść, odziać się, a potem uczyć się lat kilkanaście, aby, skończywszy nauki, nie miéć gdzie się podziéć i co jeść!
— Miły pessymista z pana! — ozwała się Nika. — Więc, gdy tak źle jest, czemu gdzieindziéj lepszéj doli nie szukać? Świat wielki.
Sewer usta już do odpowiedzi otworzył, ale spojrzał na kuzynkę i tylko ramionami ruszył. Był jednak zanadto rozdrażniony i zniechęcony losem, więc po chwili mruknął:
— U nas kobiety teraz stanową zasady, więc giniemy dla mrzonek i obiecują nam zato dużo dobrych rzeczy, ale po śmierci.
Basia oburzyła się.
— Pleciesz androny, w które sam nie wierzysz! Jesteś tak samowolny i samodzielny, jak mało kto,
Strona:Maria Rodziewiczówna - Klejnot.djvu/131
Ta strona została skorygowana.