Strona:Maria Rodziewiczówna - Klejnot.djvu/135

Ta strona została skorygowana.

w systemie z przed trzystu lat. Tu nikt nie pracuje!
Zagrodzki poruszył się niespokojnie. Córkę ubóstwiał, ale całe życie był w strachu, że ona swą śmiałością narazi się ludziom i okryje śmiesznością.
— Ależ, Niko! — zaprotestował. — Mówisz jak ślepy o kolorach.
Oburzyła się.
— Otóż to! Ojciec wmówił w siebie, żem ślepa i że mnie tylko sport zajmuje. A ja mam oczy dobrze otwarte i bardzom ciekawa. Niech mi ojciec odda w zarząd Głębokie, na lat sześć, a ręczę, że z kapitału nic nie ruszę.
— Tylko pani dopożyczy — wtrącił szyderczo Sokolnicki.
— Wcale nie!
— A to-bym się zgodził do pani na służbę bez wynagrodzenia, byle poznać takie cudo!
— O! na służbę brałabym tylko ludzi zawodu, a nie dyletantów, i zdrowych, a nie pessymistów!
Zagrodzki był pewien, że Nika wyzwie odpowiedź ostrą, ale Sokolnicki, lubo się zasępił na krytykę, powstrzymał cięte słowo i poprzestał na lekceważącem wzruszeniu ramion.
Ruch ten właśnie rozdrażnił Nikę. Paląca kwestya miejscowego bytu i stosunków, dotychczas dość dla niéj obojętna, wystąpiła na pierwszy plan.
Rwała się do dysputy i możeby wyprowadziła swe-