Strona:Maria Rodziewiczówna - Klejnot.djvu/141

Ta strona została skorygowana.

— U pani wszystko bardzo swojskie. — zauważyła Nika. — I to jest dowód wyższości mniejszych posiadłości nad wielkiemi. Właściciel łatwiej dobierze sobie pomoc i służbę i lepiéj zna swój warsztat.
— I prędzéj zbankrutuje — mruknął Sewer.
— Sewer! — zawołała Basia. — Ja zaczynam się lękać, że ty bankrutujesz umysłowo! Zamiast krakać nieszczęścia, obejrzyj tego konia jako znawca.
— Jużem go widział. Będzie zdrów za dni parę. To ochwat. Elegant z bruku, nie przywykł do naszych dróg i niewygód!
— To moje zdanie, i dlatego ojciec chce kupić inne, a te zatrzymać w stadzie. Pańskie są podobne na sprzedaż?
— Mam szóstkę — rzekł bez zapału.
— Jeśli wszystkie takie, jak ta para, to będzie pan miał w nas nabywców. Jaka cena?
— Dają mi za nie tysiąc sto rubli.
— To tanio!
Mody człowiek się roześmiał.
— Czy pani ma zamiar w ten sposób i na swém gospodarstwie kupować konie? Przecie ich pani nie zna.
— Te dwie klacze, co tu widzę, warte pięćset.
— Ja mu to także powtarzam! — wtrąciła Basia. — Cała szóstka jest zdrowa i dobrana doskonale. Lepszych tu w okolicy niéma, i pani będzie z nabyt-