W kącie, odsunięta od innych i czarnym suknem pokryta, stała trumna, która niewiadomo dlaczego zaciekawiła Nike.
— A tu kto spoczywa? — spytała.
— Starościna Oyrzanowska. Zmarła w końcu zeszłego wieku — odparła jakby z przykrością panna Barbara.
— A o téj niema legendy?
— Jest, ale bardzo smutna. To ta właśnie, któréj portret zasłonięty w jadalni. To była zła kobieta i dlatego, że zła — nieszczęśliwa. Życie jéj zeszło na występkach. Zły cel osiągnęła i z pracy swéj miała owoce, ta jedna. Tamci pomarli, nie doczekawszy się nagrody; ta doczekała się kary.
— Więc to ta, co, jak w okolicy twierdzą, straszy w Horodyszczu? — spytała zchicha panna Zagrodzka.
— Tak! Złą musiała być, gdy pozostała w tak złéj pamięci.
— I pani może ją widziała? Naprawdę?
— Nie wiem! To są rzeczy tak dziwne i bywają chwile w życiu tak rozstrajające nerwy, że pod wpływem nerwów, zmęczenia, nasłuchania się legend umysł wychodzi z równowagi. Taki stary dom, jak nasz, powoli oplątuje baśń, podanie staje się żywem, my sami wcielamy się w dzieje i wierzymy w rzeczy nadprzyrodzone.
Strona:Maria Rodziewiczówna - Klejnot.djvu/146
Ta strona została skorygowana.