— Złote pierścienie nie dla czesnéj, chlopskiéj dziewki! — rzekła surowo. — Nie tobie je nosić i chować!
Tekla poczerwieniała.
— Ja wiem, babo. Chciałam schować! Nikt-by go u mnie nie zobaczył i nikt-by nie wziął.
Szymon położył swą obrączkę na stole i nagle powracająca fala żalu go ogarnęła. Objął głowę rękami i patrzał na ten drobiazg, tak marny a taki dlań drogocenny, i czuł, że go łzy dławią w gardle. Nie słyszał rozmowy kobiet.
Tekla spostrzegła wyraz jego twarzy i w chwili, gdy stara wyciągnęła rękę po obrączkę, zatrzymała ją za rękaw.
— Babo, nie rusz tego! — szepnęła.
Wilczyca spojrzała na Szymona, cofnęła rękę i pokiwała głową.
— Ale, on nieswoje ma oczy! — rzekła — a jaż nie uważałam? Co tobie, sokoliku?
I z prostotą pierwotną położyła mu swą twardą dłoń na głowie.
Szymon się ocknął, przetarł oczy i żałośnie na nią spojrzał.
— Pochował ja, babo, swoją dumkę serdeczną. Za serce mnie żal ukąsił i zadumałem się...
— Oj, sokole, jeszcze ci wiosna nie minęła, jeszcze ty nie wiesz, co znaczy pochowanie! Dumka serdeczna to czeremszyny kwiat i kukułcze po gaju
Strona:Maria Rodziewiczówna - Klejnot.djvu/219
Ta strona została skorygowana.