kukanie: obleci, gdy letnia przyjdzie pora, i znowu za rok powróci na mały czas. Mały-bo czas wiośniany, a długi znój letni. Ze znoju życie i chleb, z wiosny ino pieśni. Nie taki ty, żeby tobie pieśń wystarczyła. Nie dumaj i nie smuć się po wiośnie! Są inne zęby, co duszę kąsają na śmierć, że już potem nie ożyje. A wiesz ty jakie? Kąsa na śmierć człowieka dobrego wstyd, choroba i śmierć. Wstyd go przed Bogiem pochowa, choroba od ludzi go odtrąci, a śmierć ziemią jasne oczy przysypie. Od tego niema poratowania, ale pókiś czesny, zdrów i żywy, to głowy nie spuszczaj, za siebie nie patrz... przed tobą wszystko jeszcze. Na wiosnę znowu czeremszyna zabieli gaje, i pieśni po rosie polecą, i znój letni potem ci czoło obleje. O pochowaniu nie godzi ci się myśleć i robaka hodować w sercu! Jeśli cię ludzie ukrzywdzili, to ludzie drudzy ci oddadzą; jeśli Bóg cię uderzył, nie masz gdzie iść na sąd, więc się przeżegnaj, czerwoną kitajkę za siebie rzuć i idź daléj, byle prosto. Wszystko się wróci! Ty rozumny i nauczny, ale ty baby zawsze słuchał. Posłuchajże i ten raz. W pierścieniu tym troska twoja leży. Nie wezmę ja go, bo takie rzeczy brać nie służy, ale i ty go nie bierz i nie patrz nań! Za wioską woda bieży, za czółno swe to rzuć, jako minione, a szukaj przed sobą doli. Może na cię czeka już za pierwszym rzecznym zakrętem. A jeśli nie dola, to czeka cię trud, znój, bój: a do tego siły trzeba, nie dumki!
Strona:Maria Rodziewiczówna - Klejnot.djvu/220
Ta strona została skorygowana.