Strona:Maria Rodziewiczówna - Klejnot.djvu/222

Ta strona została skorygowana.

robotę połowę siana, to ja tam poślę cały swój ród i wszystek sprzężaj!
Teraz Szymon począł rachować, ale w mniéj skomplikowany sposób, bo w notatniku.
— Zgoda! — rzekł — jeśli resztę siana kupicie wy także, na miejscu.
— Za grosze? — przeciągle, wahająco odparła baba.
— Połowę na odrobek. Dacie chłopców na zimę do gorzelni i furmanki do zwózki drzew.
— A pan narzuci kilka fur gałęzi na opał.
Zaśmiał się. Robił bardzo zły interes, ale tylko w ten sposób mógł wprowadzić dwór w używalność łąk i ustrzedz stogi od podpalania. Tylko chłop chłopa dopilnuje.
— Zgoda! — rzekł, podając babie dłoń.
Umowa była zawarta. Szymon zanotował ją sobie w notatniku, westchnął i zaczął pieniądze zbierać do kobiałki z łyka, którą mu Tekla podała.
— Procentu nie chcecie, babo? — spytał.
— Nie, ja tego nie rozumiem. Słup (kapitał) schowacie, słup oddacie! A pilnujcie od myszy, bo one i do skrzyni się dobiorą!
Szymon gorzko się uśmiechnął!
Babę rozłakomił interes z sianem. Pomyślała chwilę i rzekła:
— Do Ułasa ziemianki ztąd niedaleko. Może chcecie interes z Mikitką skoro załatwić, to zanocuj-