Strona:Maria Rodziewiczówna - Klejnot.djvu/26

Ta strona została skorygowana.

dzieci dostatki. Dwór przecie przez to nie zubożał, ani przepadł, i teraz-by daléj trwał i bez zapalczywości Łabędzkiego.
Trzy lata jak służbę objął; że z razu ostro stanął, nie dziw: każdy tém zaczyna; ale jużby pora była ustąpić, zelżeć, do rozumu przyjść! A on wciąż taki sam. Cudak się wyrodził, czy tylko sprytniejszy od tamtych, i sekret utrzymać umie!
Myśleli tak wszyscy, ale dotąd nikt jeszcze się nie ośmielił słowa mu podsunąć, ani przez żyda, ani przez kobietę. Czekali, nie rozumiejąc go, a respekt mając wielki. Pod wierzbą, która swe bezlistne sploty pławiła w rzece, Szymon swą łódkę zatrzymał i na brzeg wyskoczył. Zebrali się wkoło niego w gromadkę, a on szeptem wydawał rozkazy, obejmując bez protestu komendę.
— Pójdziecie, starosto, z Semenem w prawo, my z setnikiem w lewo. Od zagrody do zagrody przetrząśniemy kąty, sami nie budząc uwagi. Zejdziemy się przy krzyżu, co śród osady stoi, i wtedy na pewniaka ruszymy. Cicho i ostrożnie, bo psy tu okrutne.
Zaścianek szlachecki, tak zwana w narzeczu miejscowem „okolica”, składał się z kilkunastu osad, rozrzuconych bezładnie wokoło wody i boru w głębi. Domki były większe od chłopskich chałup, a otaczały je sady owocowe i warzywne ogrody, okolone wysokiemi płotami z łozy. W tym labiryncie i ciemności