Strona:Maria Rodziewiczówna - Klejnot.djvu/274

Ta strona została skorygowana.

szlachcic, kto herb ma, ale ten, kto szlachetnie czyni. Tak-ci i w mowie naszéj postanowiono. A gdybyście wiedzieli, jak lekko na barkach takiemu, który się nie wstydzi ni przed sobą, ni przed dziekanem, ni przed cnotliwym człowiekiem...
A gdy to mówił, twarz jego, niepiękna, tak promieniała i taka z niéj biła jasność i wesołość, że ludziska ci nieokrzesani poczuli ogromną chęć iść za nim, i słuchać, i z barków otrząsnąć wstyd, i tak zaraz gorąco spełnić swe szlachectwo.
Poczęli się do niego garnąć, śmiejąc się przez łzy, i zahuczało w izbie:
— Daj-ci, Boże, wszystko dobre za takie słowo! My za tobą pójdziemy, jako zechcesz! Toć jak prorok mówi. W nędzy naszéj, jakby niebo pokazywał. Mów jeszcze, mów!
A Szymon spojrzał po nich i także rękawem oczy otarł.
— Kiedy wam po myśli moje słowa, to jeszcze jednego posłuchajcie i uwierzcie mi. Bo oto na Boga się klnę, że gdym tu wrócił, nauki skończywszy, tom nie dla siebie wrócił. Dwie myśli miałem w sercu i duszy: wdzięczność dla dworu, co mnie wychował, dał światło, nauczył myśléć i czuć, i kochanie wielkie dla was. Boć ja stąd wyszedłem i krwią waszą jestem, i ten zaścianek sobie śniłem zawsze, ale nie taki, jak jest, ino inny. Śniły mi się te pólka nasze ciasne, tak uprawne, jakom u Niemców widział,