Strona:Maria Rodziewiczówna - Klejnot.djvu/282

Ta strona została skorygowana.



VII.

W Horodyszczu pan Oyrzanowski siedział sam w swym gabinecie i, oczekując na domowników, zamyślony patrzał w płonącą kłodę na kominie.
Zmrok był wczesny, grudniowy, na dworze szalała zadymka i wył wicher o stare mury dworu. Było ponuro na świecie, smutno w duszy marzyciela. Na stole bielały gazety, które czytał w dzień, i szarzały stosy odwiecznych dokumentów, w których szperał całe życie, a najbliżéj pod ręką leżał list, który przed kilku dniami otrzymała Basia od Sokolnickiego, list pełen goryczy i zniechęcenia, o sprzedaży Miernicy Ilinicza. W gazetach pisano o rugach pruskich; w dokumentach — o swawoli, gwałtach i bezładzie dawnym, dymno paliła się kłoda na kominie; chłód wciskał się zewsząd.
Głowę zwiesił pan Oyrzanowski i myślał, myślał o jednem: czem swoją Basię pocieszy, gdy tu za chwilę przyjdzie po ciężkiéj, całodziennéj pracy na wieczorną gawędkę?