Sewer wyszedł do sieni, gdzie już Szymon zapalał światło, a Basia otwierała drzwi.
— Zamek nie na moje siły! — rzekła, ustępując mu.
Szarpnął klamkę i nagle stanęła przed nim Nika Zagrodzka. Cofnął się mimowoli.
— Czy wyglądam na upiora? — zaśmiała się.
— Pani tutaj?
— Nie do uwierzenia, ale prawdziwe!
— Jesteśmy! — rozległ się głos Zagrodzkiego za nią.
— Myślałem, że zginiemy w śniegu. Nika, naturalnie, uparła się sama powozić. A tu, panie, zamieć i ciemność. Pewnie odmroziła ręce.
— Więc państwo nie w Wiedniu? — rzekł Sokolnicki, jeszcze nie mogąc ochłonąć z podziwu.
— Nice się zachciało polowania i zatęskniła za Głębokiem, więc przyjechaliśmy na kilka tygodni, we dwoje, bo żona nie dała się namówić. Na karnawał musimy wrócić.
— Chyba ojciec się wybiera, bo mnie wcale nie pilno! — odparła Nika, z miną łobuza, rozcierając ręce patrząc z ogromną radością po wszystkich.
— Jak to? Masz zamówione tańce nawet! — przebił się Zagrodzki.
— Wielka mi historya! Na sąd mnie nie pociągną... tancerze — odparła lekceważąco.
— Kto to wié! Za Woynę nie ręczę — uśmie-
Strona:Maria Rodziewiczówna - Klejnot.djvu/313
Ta strona została skorygowana.