Strona:Maria Rodziewiczówna - Klejnot.djvu/321

Ta strona została przepisana.

Ici bas tous les lilas meurent,
Tous les chants des oiseaux sont courts;
Je rêvo aux étés qui demeurent
Toujours.

Sokolnicki oczy przymknął i zapachniały mu bzy cudne, całe ogrody kwiecia, w których słowiki zawodziły miłośnie, i po polach, po gajach wrzało życie młode, silniejsze nad wszelkie złe moce.
I poczęło to życie nabiegać w jego tętna zmęczone i osłabłe, przejmować go drżeniem potężném.
Żeby zostało na zawsze! — zajęczała w nim zbiedzona dusza.
Nieśmiało spojrzał na Nikę.
Śpiewała zamyślona, poważna, goniąc téż wzrokiem jakieś marzenie.

Ici bas tous les lèvres s’effleurent
Sans rien laisser de leur velours,
Je rêve aux baisers qui demeurent
Toujours.

Sokolnicki oczy spuścił i krew mu uderzyła do twarzy. Nie żałował jednak ust, które całował dotychczas, tylko zapragnął jednych, wyłącznych, i na zawsze.
I poczuł w téj chwili, że Nika patrzyła znowu na niego.
Pan Seweryn wzrok podniósł i bez trwogi, bez wstydu spojrzał na Nikę.