Strona:Maria Rodziewiczówna - Klejnot.djvu/34

Ta strona została skorygowana.

Szymon dal się wyprowadzić w sień, ale do izby nie dał się zaciągnąć.
— Darujcie, pani Sewerynowa: nie będę tu ni tańczyć, ni pić, ni bawić się. W przyszłą niedzielę Szumlański drugą córkę wydaje zamąż, to walca we dworze odtańczymy. Teraz służyć pani nie mogę.
Mówił do niéj łagodniéj, z lekkim uśmiechem, ugłaskany jéj wesołością.
— A cóż to za zwierz zrobił się w téj leśniczówce! — zawołała kobiecina. — Zamieniła pana ta stara znachorka, czy czarownica, co ją pan trzyma za gospodynię. To mi pan taki despekt czyni za moje dobre słowa! Pfe!
— Owszem, za dobre słowo, które mnie raz pierwszy spotyka w Dubinkach, odsłużę pani przy pierwszéj okazyi!
— Otóż i okazya! Idź pan, odpraw chłopów i zostań z nami, a jeśli ci tu niemiło, to idź sobie precz, ale dębinę zostaw i sądu nie zaprowadzaj!
— Oho, pani Sewerynowa, a gdzieś to pani słyszała, by kto płacił cudzem? Dębina pańska przecie!
— At, dwór nie zginie dla tych paru kołków, a pan-by moją wdzięczność sobie tém kupił! Pan myśli, że obejdzie się beze mnie! O zakład, że nie! Co?
— Bardzo być może, ale za usługę zawsze tyłka swojem zapłacę!
Wrzawa w głębi podwórza przerwała rozmowę. Snadź korzystając z mitręgi, szlachta usiłowała ukryć