i czekaj na mnie Za godzinę wrócę. Tylko nie śpij.
Liszka wziął cugle do rąk, zawstydzony.
„Co zrobię, jak mi konia ukradnie i czmychnie” — pomyślai Szymon, odchodząc, i chciał wrócić, ale się rozmyśli! i poszedł daléj.
Po godzinie, wedle obietnicy, wrócił. Koń był na miejscu, w saniach szczególny furman.
— Ty się nie spodziewał mnie tu zastać?
— Byłem tego pewny i nawet dostałem dla ciebie siermięgę i chłopską czapkę. Masz!
Liszka odział się, coś mrucząc, i ruszyli daléj.
Po chwili zbieg się odezwał:
— Ty jednak dziwny człowiek! Po co ty mnie ratujesz?
— Jużem ci mówił. A zresztą niczyjéj zguby nie pragnę, ani twojéj.
— Głupiś! mnie żeby kto dziesięć rubli dał, tobym cię zarznął, a ty stoma gardzisz!
— Nie łżyj! I ty mnie nie zarzniesz teraz za żadne pieniądze.
— Nu, nie próbuj! — rzucił zuchwale Liszka.
— Kto inny może spróbuje! Zobaczymy. Moje życie na włosku, ale twojéj ręki się nie boję!
— To ty myślisz, że ja dobry człowiek! Nie widziałeś mnie przy robocie.
— Wiem, że cię Onyśko karmi, a Alter często przechowuje. Toć wrogi moje!
Strona:Maria Rodziewiczówna - Klejnot.djvu/343
Ta strona została przepisana.