Strona:Maria Rodziewiczówna - Klejnot.djvu/368

Ta strona została przepisana.

Nieubłagane jak przeznaczenie stały nad każdym podatki i procenty, najmy i zasługi, i trzeba było daléj iść, iść, płacić, płacić, płacić.
Zaraz po Wielkiéjnocy rozeszła się wieść o sprzedaży dwóch majątków; przebąkiwano o tym i o tamtym, że już nie wytrzyma do jesieni, — a wieści te sprawiły na pozostałych wrażenie śmierci blizkiéj osoby i strach podobnego końca.
Potém druga wieść wstrząsnęła okolicę.
Poczęto wytykać linię kolei przez bagna i wody, ukazali się inżenierowie w miasteczku. Linia przecinać miała Miernicę i Głębokie, dotykała Horodyszcza, pozostawiając Sokołów o wiorst sześć w bok.
To była wieść dobra, ale dla Ilinicza była piorunem, bo z własnych ust inżeniera się dowiedział, że Adakale zrobił już kontrakt o żwir do nasypu i że ta górka nieurodzajna, na którą niegdyś narzekał, stanie się dla nowonabywcy kapitałem.
Klejnot zmarnowany tak się mścił nad nim.
Pewnego dnia pan Seweryn wybrał się do Horodyszcza konno, by uniknąć wytrząsania siana z bryczki i formalności na rogatkach przydrożnych, urządzonych dla powstrzymania zarazy.
Dzień był pierwszy pogodny po dlugiéj słocie i ruch duży na polach; ale robota szła opieszale, ludzie snuli się milczący, czuć było wszędzie zniechęcenie i znękanie.