Strona:Maria Rodziewiczówna - Klejnot.djvu/382

Ta strona została przepisana.

zaraz donieść Szymonowi; ale gdzie go można było znaleźć w tych obszarach błot, lasów i rzek?
Na chybił trafił ruszył do Bobrówki, a kurs to był nielada, by ominąć wody i bagna. Szybka jazda zbudziła w nim energię, rozproszyła na chwilę czarne myśli.
Ale i w Bobrówce nie było Szymona ani Hipolita. Zastał pan Seweryn tylko starą Morską i Weronkę, pracujące w pocie czoła nad karczowaniem łozy na ogródek warzywny. Obie powitały go z taką życzliwością i wdzięczném sercem, że pomimowoli został chwilę, słuchając ich podziękowań i planów na przyszłość. Brakło im do szczęścia krowy, zresztą były zadowolone z losu, z niewielkiéj ordynaryi, z walącéj się chaty i bezmiernéj pustki wokoło.
— Może Szymon w Dubinkach? — spytał.
— W żaden sposób! Toć roboczy dzień! — obraziła się Morska. — On tam tylko bywa w sobotę wieczorem albo w niedzielę. Zapewne pojechał do głębockiego leśniczego, boć na spółkę drzewo spławiają.
— Jeśli pan łaskaw na Hipolita zaczekać, to on objaśni, bo razem dzisiaj wyjechali — dodała Weronka. — Hipolit wróci rychło, bo mu już głód pewnie dokucza.
Pau Seweryn spojrzał na zegarek. Mógł czekać godzin parę, aby na północ wrócić do domu.
Usiadł tedy na ściętym pniu i, przyglądając się robocie kobiet, potrosze je badał co do Szymona.