W téj chwili śpiew się rozległ na rzece, daleko jeszcze. Obie kobiety nastawiły uszu.
— A toć-to właśnie ona płynie — rzekła Weronka.
Pan Seweryn słuchał i dopiero odczuł w téj chwili piękność téj pustki na wiosnę. Wszystkie gaje, łozy, nadrzeczne łąki maiły się złotawą zielenią, pachniały cudnie, rozbrzmiewały ptasim świergotem. Po rzece pieśń płynęła coraz wyraźniejsza. Pieśń, nie ludu i nie uczona, ale przyniesiona bardzo dawno przez szlachtę mazurską:
Oj ty ptaszku, krugulaszku, wysoko latasz,
Powiedz-że mi nowineczkę, którą dla mnie masz.
Mam dla ciebie nowineczkę, niebardzo dobrą,
Że już twoją ukochaną do ślubu wiodą.
Coraz uważniéj, ogarnięty łagodnym smętkiem, słuchał pan Seweryn.
Śpiew tęskny pobiegł po wodzie, obijał się o gaje, wracał do niego falą tęsknoty coraz żywszą.
Panie ojcze, daj mi konia, pojadę za nią,
Abym jeszcze ją zobaczył, aż będzie panią!
Pan Seweryn zadrżał. Ta pieśń śpiewała jego myśli. Wstał i poszedł ku rzece, i dojrzał na niéj łódkę malutką, w któréj płynęła dziewczyna smukła i piękna, śpiewając téj pustce zawsze starą a zawsze żywą skargę serdeczną.