Strona:Maria Rodziewiczówna - Klejnot.djvu/405

Ta strona została przepisana.

Gdzie był Szymon? jakim sposobem zgubił tu ten drobiazg? co tu robił w nocy? dlaczego dotąd nie przychodził?...
Jakby w odpowiedzi, z ciżby wydostał się jéj woźnica.
— Nigdzie nie znalazłem komisarza z Sokołowa — rzekł.
Basia, bardzo blada, skinęła mu tylko głową, nie zdolna słowa rzec, ani przytomnie myśleć.
Tymczasem dorożkarz, przez nią wysłany, zaalarmował Sokolnickiego. Pan Seweryn przeraził się bardziéj, niż zmartwił, i pojechał natychmiast do miasteczka.
Przybył wieczorem, zastał domostwo opieczętowane, trupa na cmentarzu, Basię w zajeździe, wybierającą się z powrotem do domu.
— To dopiero awantura! — zawołał. — Wiesz co pierwsze śledztwo odkryło?
— Nie. Gdy mnie zbadano, poszłam ztamtąd. Nie mogłam dłużéj wytrzymać.
— Ja mówiłem z doktorem i sędzią. Mordercy męczyli go zrazu, zapewne, żeby zmusić do wydania pieniędzy, potem dobili siekierą. No, i ograbili wszystko! Nie znaleziono ani grosza. Ten nieszczęśliwiec zbierał całe życie; dużo mu z tego przyszło!
— Niema żadnych poszlak? — spytała Basia.
— Nie. Musieli zajść od zaułku; było chmurno, deszcz padał, ten szaleniec był sam, bez żadnéj obro-