Strona:Maria Rodziewiczówna - Klejnot.djvu/478

Ta strona została przepisana.

— Upolował on coś lepszego swą zacną pracą i staraniem. Wysłużył sobie wielkie uznanie!
— Cha, cha, cha! — zaśmiał się Ilinicz — ot jak się pisze historyę i z czego to się tworzą bohaterowie! A Łabędzki, według pana, co sobie wysłużył? Jest sobie leśniczym w Sokołowie. Ustrzegł kilka sosen i parę fur łozy!
— A któż Łabędzkiemu odmawia wartości? — oburzył się Baha.
— Ten, kto Seweryna czyni bohaterem!
— Kto krytykuje, niech daje przykład! — mruknął Baha, dmuchając w samowar.
— Ja nie krytykuję, ani siebie stawiam za przykład — rzekł Ilinicz chmurno. — Ale na wyrok trzeba dowodów, na świadectwo trzeba faktów. I cóż zdziałał Seweryn? Umie celnie strzelać, polować z chartami i zna się na koniach. Tyle potrafi każdy przeciętny kawaler z tak zwanego obywatelstwa. Prawda, majątek miał odłużony i klęski bezustanne. Czy-to on wytrwał, wypracował, zwyciężył? Nie — on go już sprzedał był, ten swój majątek. To także potrafi przeciętny obywatel. I ten wasz bohater byłby dawno na bruku, gdyby nie kobiety. Uratowała go panna Zagrodzka! Ożenić się bogato — to potrafi także przeciętny obywatel. Sokolnicki sam przez się, to człowiek nijaki, a szczęśliwy, że się dostał pod wpływ silnych. Czyny jego i zasługi — to Łabędzki i panna Barbara; on bez nich — zero.