Strona:Maria Rodziewiczówna - Klejnot.djvu/80

Ta strona została skorygowana.

żyjąc w borze i na rzece! Ot i moje wnuki! Wy Hipka posądzacie o złodziejstwo?
— Nie, tylko zwierzyny.
— To co innego. On z tego zysku nie ma. To jego zamiłowanie i opętanie. Żebym wiedział, że on zwierzynę sprzedaje, ubiłbym złodzieja. Ale on próżniak, fuzyjka — to okazya, by z ludźmi nie żyć, nie gadać, nie pracować. Bywają tygodnie, że się w chacie nie pokaże, a jak wróci, to czasem ino cudacznych gniazd, piór, albo jajek przyniesie, i to w skrzynce chowa, a w niedzielę przesusza, okurza i przygląda się temu, jak dziecko. Dalibóg, Antolka — u mnie parobek i gospodarz. Nie dacie wiary, że ona z cepem całą zimę, a latem z kosą, jak chłopiec. Wy nas z tamtemi nie równajcie!
— Radbym, żebyście, panie Adamie, dobry przykład dali i zaniechali procesu.
— A niedoczekanie wasze! Jakibym ja szlachcic był, żebym darował krzywdę! Dajcie pokój, nie zaczepiajcie mnie od wątroby, bo się znowu zapomnę.
— Niech i tak będzie. Jednakże nie honor to i ja-bym na waszém miejscu zakazał Hipkowi kompanii z Makarewiczami.
— Nijakiéj on nie ma z nikim kompanii. Jego nikt nie cierpi, a on nikogo!
Szymon głową pokręcił, ale nie obstawał przy swojém. Wyjechali znowu na wygon i ujrzeli przed