Strona:Maria Rodziewiczówna - Klejnot.djvu/84

Ta strona została skorygowana.

— I na to sposób jest. Niech mu pan pieniądze da przez Ułasa znachora, i Ułas od niego przysięgę przyjmie. To będzie tak pewne, że i papieru nie trzeba.
— Ułas, ten stary, co pasiekę ma na zachodzie?
— Ten — odparł chłop uroczyście.
— Zkąd ty to wszystko wiesz, Arechta?
— Ja-ż mam swojaków w Omelnéj; żona moja ztamtąd. A Mikitka żonaty z jéj siostrą. My szwagrowie, ino on bogaty, ja biedny!
— Ino on łotr, a ty poczciwy! — poprawił Szymon.
— Ale! Ja poczciwy, to mnie każdy za durnia ma; a on łotr, to się każdy boi i słucha!
— Zkądże on doszedł do rozumu i pieniędzy?
— Służył na Kaukazie u generała, i ten umarł. Nikogo nie miał z rodziny, więc się Mikitka obłowił, ile mógł unieść złota i srebra, i sprzętów, i pięknéj odzieży. Jak wrócił do Omełnej, zaczął handlować, kręcić, z żydami się zadawać, a że piśmienny, więc się nauczył prośby sądowe pisać: a że bogaty, więc cała wieś jak w słońce w niego wierzyła. Tak i na wójta wyszedł; ino na żydów to mu rozumu nie starczyło! Zaplątał się, i jak go kto teraz za uszy nie utrzyma, to upadnie.
— I myślisz, że namówiłby chłopów na nasze warunki?
— On ich nawet na pańszczyznę namówi.
— A Ułasa czemu on się boi?