Na Salzgasse, w ciemnej sieni na parterze wchodziło się do mieszkania, pełnego ksiąg, pleśni i dymu.
Doktór Karol Radwan spędził w niem większą część swego żywota, a syn je odziedziczył i zachował nietknięte, jak najdroższą spuściznę.
Tu się urodził i wzrósł wśród tych ksiąg starych, w samotnem towarzystwie człowieka, zestarzałego przed czasem, wskutek ustawicznej umysłowej pracy i badań; tu w tej bibljotece, u stołu, zarzuconego papierami, po powrocie z gimnazjum, zasiadał naprzeciw uczonego i czytał.
Ksiąg nie brakło po szafach; dzieciak się na nich czytać nauczył, a potem ogarnięty od pieluch bałwochwalczą czcią dla ojca, pożerał tom po tomie, z upartem marzeniem, by mu kiedyś rozumem sprostać, w wiedzy go doścignąć.
Zdolności miał olbrzymie; lekcje, nad któremi ślęczeli inni, on tylko odczytywał; nie pilnowany nigdy, zawsze był pierwszym i, mając dziesięć lat, skończył drugą klasę.
W mieszkaniu tem, bez towarzystwa prawie, filozof i dziecko spędzali wieczory i część nocy, prawie się nie odzywając do siebie. Zimowe zadymki nie budziły w nich chęci do rodzinnego ogniska i pogawędki, a ma-