przesadzenia. Takim on był. Nie widziałem, jak zmarł, ale mi jeszcze przedtem polecił przy sposobności tutaj wrócić, gdy go nie stanie. Więc przyszedłem, późno, bo droga daleka, a jam jej odbyć zrazu nie zamierzał. Co zostało po nim, odnoszę wam. Tak chciał.
Postąpił kroków parę i jął rozpinać kożuszek swój przemokły. Światło lampy padło na niego w pełni teraz i oświetliło wypukłe, głębokie, ostre linje, które mu te lat dziesięć pokreśliły na twarzy i czole. Rylec czasu, namiętności walk i cierpień rzeźbił je twardo: ani jednego rysu nie naznaczyło szczęście i spokój. Taki sam był, jeszcze piękny, a dzikszy!
Na stół wyrzucił z zanadrza woreczek z pieniędzmi, wytartą książkę, zblakłą fotografję, papierów garść pożółkłych i drobny przedmiot, w szmatę siwego płótna owinięty, a podsuwając je ku niej, mówił urywczo:
— Winien był pięćset rubli, resztę odliczcie i mnie oddajcie; kamień na grobie swego ojca chciał położyć; ja to zrobię za niego. Dług zwróćcie panu Rahozie.
— Ojciec mój od roku nie żyje! — szepnęła. — Pisałam do niego o tem. Nie otrzymał listu zapewne.
— Nie. I wicherby nas nie zgonił, tem mniej list. Oto pieniądze, różną monetą zebrane po świecie, a ot wasza książka i portrecik i krzyżyk wojskowy, w Algierze zdobyty, nie wiem ilu ranami, i papiery jego służbowe. Zabierzcie wszystko, ja już dopełniłem swego.
Drżące dłonie Kazi zebrały spuściznę. Były to relikwje złamanego życia, starganego szczęścia, prześnionej młodości. Czara się rozprysła, jak wszystko, co cienkie i wątłe. Na ziemi został grób daleki, którego jej oczy nie ujrzą nigdy, i ta odrobina pamiątek żałosnych; a tam, za ziemią, czekało wynagrodzenie...
Rafał odstąpił od stołu i mówił dalej:
Strona:Maria Rodziewiczówna - Kwiat lotosu.djvu/210
Ta strona została przepisana.