spokojnie. — Nauki skończywszy, tu wrócisz do naszej Rahoźny i w miasteczku osiędziesz. Nie będę ja ci ciężarem i tylko czasem z leśniczówki do pana doktora przyjdę, a potem mi oczy zamkniesz. Tej zimy zaniemogłem trochę, i wiesz, daj mu Boże z dzieci pociechę... przyjechał odwiedzić mnie sam nasz pan i powiada, gdym mu się na starość skarżył: — „Nie turbuj się... póki żyjesz, nie będzie w leśniczówce Lachnickich innych panów. Mnie dobrze, gdy ty sobie siedzisz za piecem — byleś żył. Żyj sto lat spokojnie.“ — „Panie mój, dobrodzieju! — powiadam. — Byle Adaś na doktora zdał, to mi chleba kawałka na starość nie pożałuje, a panu sługi trzeba, a nie inwalidy na straży lasu“. — Rozgniewał się pan. — „Za cóż ty mnie krzywdzisz, Lachnicki? — powiada. — Synaś nie miał, a u mnie byłeś i pomimo syna zostaniesz. Postarzeliśmy razem, pochowają nas razem.“ I słusznie. Ale jak ty w miasteczku osiędziesz, to zajdę często tobą się nacieszyć. Toć ja przez całe życie nigdy tobie się nie przypatrzył dowoli, a zawsze przez te nauki. Wpadniesz, odetchniesz i znowu ciebie niema. A ze mną potem na długą zimę tylko żal i tęsknota zostają!
Stary westchnął, pogładził głowę syna i, zapatrzony z łagodnym uśmiechem na szary gościniec za wrotami, mówił dalej, rad, że po długich miesiącach tę tęsknotę swoją może z serca w słowach zrzucić:
— Tak mi zawsze w życiu prędko wszystko mijało! Matkę mi starą ojciec zostawił, taką świętą! Ledwiem straż objął, dla niej i przy niej pracować zaczął, aż pierwszej jesieni zostawiła mię sierotą. Potem matka twoja do pustki tej przyszła po latach. Zaśpiewała mi, zaludniła chatę, świeciło przy niej słońce dniem i nocą, latem i zimą. Dwa lata wszystkiego! Nie nacieszył się
Strona:Maria Rodziewiczówna - Kwiat lotosu.djvu/64
Ta strona została przepisana.