pokorną, twarz uśmiechniętą uprzejmie, przemówił retorycznie zum Herrn Oberförster!
Ale Oberförster ręce rozłożył i skrzywił się z niesmakiem.
— Kaduk was zrozumie, panie guwernerze! — odparł, a spostrzegając Rafała, zwrócił się do niego:
— Niechno mi pan wytłumaczy ten szwabski szwargot. Pewnie ze dworu polecenie od baronowej starej. A tyle ją razy prosiłem, żeby mi Szwaba bez kartki nie przysyłała!
Ruprecht powtórzył swoje polecenie.
— Proszą o jaką zwierzynę młodą! — przełożył Rafał.
— Chyba z gniazd każę wybierać pisklęta! — odparł leśniczy. — Niech mu pan powie, że w ostateczności kaczek przyślę.
Rafał powtórzył odpowiedź i guwerner, skłoniwszy się nisko, odszedł, rzuciwszy w stronę studenta żałosne spojrzenie.
— Dawno on we dworze? — zagadnął Rafał.
— Lat dziesięć mija. Nic teraz nie robi, ale że panicza uczył dobrze, płacą jako rezydentowi, bo w rodzinie nieboszczki pani dużo lat też przebył! At, stary grzyb! Nie lubię ja go za to, że, polski chleb jedząc, mowy się nie nauczył, ani serca do nas nie nabrał. Piesby się druhem stał, a Szwab Szwabem! Pan tu sam, bez Adasia?
— Do leśnika poszedł, do chorej!
— Włóczęga z niego. Tyle ja go zwykle widzę, co wieczorem godzinę, jeśli we dworze nie siedzi. Taka to młodość! Chodzić i jeździć ciągle! Panicza naszego spotkałem też, jak do Sarnowa jechał. A pan się sam nudzi.
Strona:Maria Rodziewiczówna - Kwiat lotosu.djvu/92
Ta strona została przepisana.