Strona:Maria Rodziewiczówna - Lew w sieci.djvu/118

Ta strona została przepisana.

— Tracę! — przyznał się szczerze zapytany.
— A ojciec daje?
— Ojciec powiada: zapracowałeś i straciłeś, pamiętajże w dwójnasób odrobić, bo ja za twoje zbytki pokutować nie myślę.
— Bardzo logiczne.
— Dawać młodemu pieniądze, to szalonemu miecz w rękę! — zdecydowała sentymentalnie pani Zofia.
— Trudno znowu, aby miał odrazu stary rozum. A nie dać mu wyszumieć i wyszaleć w pełni sił i zapałów, to kiedy wspomni dobrze życie? Niech ma młodość jako dobrą pamiątkę — rzekła panna Felicya.
Różycki spojrzał na nią z uznaniem.
— Powiedziała pani wielką i dobrą myśl. Kto z młodości swojej nie ma wspomnień szerokich i bujnych, kto nie upadał i nie dźwigał się, nie bolał, nie szalał, nie radował się, ten nigdy nie będzie człowiekiem.
— Nowatorstwa, mrzonki, bzdurstwa — oburzyła się pani Zofia. — Ja wierzę tylko w rygor staroświecki.
— I w pigułki Morrisona! — zakończył pan Erazm.
Kostuś się roześmiał.
— U nas w domu nie słyszało się nigdy: nie wolno — ja nie mam téż dla ojca żadnych tajemnic. Gdy zawiniłem, czułem, że muszę odpokutować i praco-