Strona:Maria Rodziewiczówna - Lew w sieci.djvu/132

Ta strona została przepisana.

stryj mówisz, to rojenia. Ale, żebym nawet w rojeniu winien nie był, powiem jéj, czém jestem. Chociaż pewnie zdziwi się i nie zrozumie, dlaczego to mówię. Stryj ją ma za kobietę, a to dziecko!
— Mój drogi, nie wierzę w ośmnastoletnie dzieci: niebardzo też wierzę w twoje suchoty, ale jeśli tak jest, szykuj się, że cię rychło wyślę do Egiptu.
— Ach, nie, stryju! Nic mi nie zależy na kilku latach dłuższego istnienia; dawno się z tą myślą pogodziłem.
— Łotrze, ale mnie na tém zależy! Nie hodowałem cię na to, żeby tracić. Pozwól, że zachowamy regularną koléj; ja z brzegu, po co mnie odpychasz? Poczekaj!
Starał się żartować.
— A gdy się ze swoją uczennicą rozmówisz, powtórzysz mi jej odpowiedź: dobrze?
— Dobrze, stryju.
— Ładna dziewczyna. Wiesz co, żeby mnie taka kochała, niełatwo dałbym się śmierci; borykałbym sie do ostatka!
Adaś smutno się uśmiechnął.
— Ślimaku! — oburzył się stryj — za moich czasów inna była młodzież! Cóż, jakże ci się nasi goście podobali?
— Bardzo, stryju! Panna Jamond jest jedyną starą panną bez odrobiny śmieszności, a Konstanty ma wiele zalet.