Strona:Maria Rodziewiczówna - Lew w sieci.djvu/75

Ta strona została przepisana.

— Więc została jeszcze siostra i matka. O tych mówię i myślę z przyjemnością. Matka stara, miała rozum, córka, najmłodsza z rodziny, za wszystkich ma energię i hart.
Sadyby poszły na wierzycieli. Rozdarto folwarki, rozszarpano zapasy i dostatki. Samo fundum bank sprzedał, z całej masy został w powiatowem mieście wielki plac i dworek murowany, który niegdyś wystawił jeszcze pradziad jakiś zapewne, żeby miéć nocleg, dom własny na wypadek, gdyby go obrano marszałkiem.
Ową drabinę z masą długów wzięły sobie te dwie kobiety.
I nie do uwierzenia, ale prawdziwe, przez lat dziesięć, cudem pracowitości, zdołały długi spłacić, zapewnić sobie na starość dach i przyzwoite utrzymanie. Odwiedzam je, ilekroć jestem w miasteczku dla interesów, i jestem dla panny Stefanii z taką czcią, jak oprócz niéj, dla jednéj tylko kobiety.
Zaśmiał się, udając humor, którego nie miał, i dodał:
— Ożeniłbym się z nią, tylko wiem, że i ta mnie nie zechce. Taki już mój los!
— Młodzieńcze, życzę ci lepszego!
— Ja właśnie postanawiam ożenić się z taką, która mnie nie będzie chciała — odparł Kostuś z przechwałką.
— Dlaczego?