Strona:Maria Rodziewiczówna - Lew w sieci.djvu/79

Ta strona została przepisana.

— Któż to taki?
— Śliczna kobieta! Ma oczy jak gwiazdy, usta jak korale.
— Ale bajki! — zaprzeczyła ciotka. — Kobieta nie szpetna, ale żeby coś nadzwyczajnego, to nie powiem. Nazywa się Helena Wojakowska.
— Zona inżyniera. Owdowiała? doprawdy?
— Więc ją pan znasz! — zawołał Konstanty.
— Kogo ja nie znam i kto mnie nie zna! Zaraz opowiem. Prawda, śliczna była dziewczynka Helena Oyrzanowska z Brzezin, córka marszałka. Fortuny żadnéj, bo tam piaski i moczary, a panien cztery. Kawalerowie chwalili, ale żaden się nie posuwał dla braku posagu. Aż się trafił inżynier Wojakowski, trochę ułomny, syn prawnika, i zaczął konkury. Podobno panny starsze chciały go dla siebie, ale on miał dobry gust, niecnota. Wybrał najmłodszą, która notabene, kochała się w Wiktorze Tedwinie, synu pani Matyldy, a on w niéj. Tak przynajmniéj mówiono. Otóż Hela poszła za Wojakowskiego i odjechała. No, niedługo garbus się nią cieszył.
— A Wiktor Tedwin? — zagadnął Konstanty.
— Zobaczysz go pan.
— To twój cioteczny brat przecie! — objaśniła panna Felicya, ułagodzona na punkcie wdowy, gdy się dowiedziała, co zacz jest.
— I rywal.