Strona:Maria Rodziewiczówna - Lew w sieci.djvu/87

Ta strona została przepisana.

Nawet wdał się w prozelityzm i na jedyném wzgórzu postawił murowany zbór swojego wyznania, duży szmat pola murem oprowadził i założył tam grobowce familijne.
Dopiął celu, stał się sławnym i chociaż sam jeden tylko spoczął w krypcie, chociaż zbór się zawaliły a na wieżach bez dachów gnieździły się bociany i całą osadę pokrył sad owocowy, o nim mówiono zawsze, jak o sławie rodu; no, i straszył nawet.
Różycki wprawdzie dowodził, że owo widmo, jęczące po gruzach zboru, była to sama pani Zofia, opięta w prześcieradło. Czyniła to zwykle latem, w porze dojrzewanie owoców, aby je uczynić nietykalnemi dla urwisów miasteczkowych. Ale Różycki był znanym sceptykiem i złośliwcem, któremu nikt nie wierzył.
Miał tedy Pryskow swoje ruiny i legendę i miał właścicielkę znajomą szeroko.
Już nieboszczyk Holanicki nazywał się „mąż pani Zofii,” a gdy umarł, nikt jego ubytku nie spostrzegł.
Dzieci swoje téż pani Zofia wychowywała wedle własnych, bardzo oryginalnych, zasad.
Małe kochała bałwochwalczo; skoro opuściły kołyskę, traciły dla niéj cały urok, dawała im swobodę indywidualnego rozwoju, przeciwna była naukom dla kobiet, a szkołom publicznym dla chłopców i pilno-