nie urągał, nie szydził, nie piętnował, tam, wrócić.
Żeby myśli posłuchała, zaraz by dziecko zabrała i poszła w ten dżdżysty zmierzch powrotną drogą, ale rozważyła, że idzie zima, że ten drobiazg cierpieć będzie w napół rozwalonej chacie i tłumiąc łzy, poczęła słać sobie nocleg na drewnianej kanapce w pokoju panny Teofili i, wymówiwszy się znużeniem, zaraz się położyła — dziecko tuląc do serca.
Bardzo rano wrócił Kałaur — w dobrym humorze, bo zboże sprzedał drożej, niż mu w domu dawano, a że się na wozie przedrzemał, więc do śniadania zasiadł i opowiadał staruszce nowiny z jarmarku.
Panna Teofila wbrew zwyczajom, o nic nie pytała, słuchała obojętnie i wzdychała.
Zauważył to wreszcie Kałaur.
— Co siostra jakaś nieswoja! złego? Zdechło co?
— Uchowaj Boże! Stać się — to się stało. Tylko niech się brat nie alteruje! Wróciła nasza Magda.
Stary jeść przestał. Poczerwieniał i zbladł.
— Co siostra gada? Jakto? Gdzież ona?
— W kuchni.
— Dlaczego ją siostra przyjęła! — wybuchnął, zrywając się.
— Jak ona śmiała tu wstąpić!
Drżącemi rękoma odpinał swój pasek rzemienny.
Rzuciła się do niego.
— Niech brat się opamięta — posłucha. Jakże mogłam nie przyjąć. Do ojca wróciła — gdzież pójdzie. Miałam drzwi zamknąć, kiedy brat ją sam przyjął.
Strona:Maria Rodziewiczówna - Macierz.djvu/105
Ta strona została skorygowana.