— Idź do stancji, Warta! — rzekł łagodnie do suki, czując, że drży cała.
Ale gdzieżby Warta odstąpiła swego chlebodawcę. Polizała mu rękę i wybiegła pierwsza.
Wyszedł i on na swą zwykłą codzienną inspekcję i przedewszystkiem zagwizdał na nocnego stróża. Odpowiedział mu wicher szyderczym chichotem.
Naiwny też rządca, aby mniemać, że stróż na taką porę jest gdzieindziej, niż w kuchni, przy piecu. Światełko latarni ruszyło przez podwórze, do obór, skrzypnęły drzwi, rządca zajrzał w słomę, pastucha nie było. Już chciał wracać i szukać go w czworakach, gdy jakiś jęk bydlęcy rzucił go w stronę. Tam zaplątana w łańcuch dusiła się krowa. Odmotał ją, pomógł wstać, przeszedł z końca w koniec oborę, obejrzał każdą sztukę uważnie i wyszedł. Mijając śpichlerz, usłyszał jakiś łoskot i ujrzał drzwi tylne niezamknięte. Ruszył tedy na górę, brząkając kluczami, zamknął je. Obszedł wkoło stodołę, obejrzał zamki bram, wstąpił do stajni i owczarni i wszędzie znalazł mniejszy lub większy niedozór. Gniew jego wzbierał. Tak okrążywszy całe gumno, skierował się ku czworakom. Wszystko spało, nigdzie światła. Otworzył jedne drzwi na prawo i krzyknął:
— Michał, do obory mi zaraz! Bedrycha omal się nie udusiła. Niechno się trafi jaki wypadek, będę wiedział, kto winien, piecuchu jeden! Marsz!
Zwrócił się do drzwi lewych i dalej ciągnął:
— Marek! Stróżujesz ty dobrze pieca! Nie wyniosą go, jestem pewny! Ale twoją pensję stróżowską wyniosą ci z księgi sztrafy! Czemu brama od szopy niezamknięta?
Zaruszało się na prawo i lewo, a on dalej szedł korytarzem i znowu drzwi otworzył.
Strona:Maria Rodziewiczówna - Magnat.djvu/10
Ta strona została uwierzytelniona.