Strona:Maria Rodziewiczówna - Magnat.djvu/116

Ta strona została uwierzytelniona.

była, a do tego pięć lat bezdzietna. Żebym ja wiedział, jak to jest, tobym też nie tknął. Ale to gdy zamierała już, to mię przeklinać jęła, żem ją brzemienną ubił! Tego mi Pan Jezus nie przebaczy i Matka Boża, co jej imienia nie śmiem wymówić! Niema dla mnie już nijakiej pociechy, ino, gdy człowiek się zapracuje, to krzynę zapomni!
Znowu kosił, kosił, jakby się bardzo zmęczyć chciał, a Aleksander, nie chcąc go rozżalać, po chwili milczenia spytał:
— Gruntu nie masz, ani chałupy?
— Nie. Fornalskim syn i wnuk. Ojciec jeszcze dotąd w Zborowie stróżem jest nocnym, a dwuch braci tam służy, ale mnie znać nie chcą. Od jesieni, jakem wrócił, do tej pory, tom dziennie zarabiał, gdy głód dokuczał. Ale gorzej jeszcze od głodu dokuczyli ludzie.
— No, u mnie ci nie dokuczą i nie dam cię skrzywdzić, byleś rzetelny był. Okulbacz-no mi klacz tymczasem!
Pilno mu było teraz znowu granice objechać, obmyślić plan robót. Ruszył tedy w stronę młyna, minął rzeczkę i, przejechawszy wąską drożyną polną, wydostał się na gościniec ze Zborowa. Za gościńcem leżały złogi puste, a otaczał je wokoło las, po górach rozrzucony. Kęs tego lasu zniszczony należał do Mniszewa, a tam, gdzie cała puszcza stała, była to własność Zborowa.
Obejrzawszy złogi, Aleksander w las się zagłębił, cichy, ciemny i, puściwszy wolno cugle, rozkoszował się samotnością. Onegdaj tu był obcy i bezdomny, pełen niepokoju i troski, dziś się czuł silnym i okrutna fantazja napełniła mu piersi.
Oto się wedle słów Michała „palicami za ziemię uczepił“, a teraz się wydrapie, choćby z przepaści.