Strona:Maria Rodziewiczówna - Magnat.djvu/123

Ta strona została przepisana.

— Ja tu nie ostatni raz! — rzekł uprzejmie Lasota. — A zatem do widzenia, tymczasem w piątek w Lublinie.
— Mam też nadzieję, że pan się zechce dowiedzieć, jak się ma „Flamma“. Zapomniałem panu oznajmić, żeśmy tak ochrzcili córkę „Alicji“ — rzekł wkońcu Adam Kalinowski.
— Słusznie, bo to twoja ostatnia „Flamma“! — zaśmiał się Lasota, wsiadając do powozu.
Konie ruszyły, Aleksander patrzył za powozem, aż go krzaki zakryły; potem jeszcze słuchał turkotu, a wreszcie jeszcze długą chwilę słuchał swych uczuć. Aż głęboko odetchnął, dłonią po czole przesunął i rzekł:
— No, a teraz Olek patrz przed siebie! Stoi szklana góra i gdzieś czatuje Baba-Bieda i Baba-Troska. Bierz się do dzieła szponami i dziobem, bo na górze królestwo i królewna!
I poszedł, gwiżdżąc pieśń Sokołów.