Strona:Maria Rodziewiczówna - Magnat.djvu/150

Ta strona została uwierzytelniona.

— Moja Gizelo! — wtrąciła pani Kalinowska — Czy to uczciwie, co wy z nim urządzacie? To bardzo lekkomyślna zabawa. Wyzyskujecie jego bujną naturę i zapalczywość! To się nie godzi!
— To też nie myślę długo tego czynić. Parę miesięcy, zanim kogoś pewnego mi nie zarekomendują. Zresztą, można mu to będzie nieznacznie wynagrodzić prezentem, tanią sprzedażą, dzierżawą, na dogodnych warunkach, czemś podobnem. A przedewszystkiem Adasiu, tę sprawę pojedynkową trzeba, o ile możesz, ułagodzić.
Ale Adam był zły i głowa go bolała, więc odparł:
— Tobie służy, to ty swoich wpływów używaj.
Ruszyła ramionami i zamilkła.
W środę odwiedzili Zborów Żarscy i naturalnie w rozmowie wspomniano sławne pojedynki i Żarska zdecydowała po swojemu stanowczo:
— Powinniście go namówić na karnawał. Zrobi świetną partję, bo o nim tylko mówią. A tu bohater skapcanieje, bo się zagnieździł w Zabrańcach i skończy na Reginie Binstein. Wczoraj spotkaliśmy ich we dwoje w małych saneczkach, używali spaceru i wyglądali mocno sobą zajęci. A papa Binstein zaciera ręce na myśl koligacji ze Zborowem.
— Co to, to nie! — obruszył się Adam. — Jako starszy w rodzie, ja na to nie zezwolę!
— On się wcale nie będzie oglądał na twój protest! — zaśmiał się Lasota, a widząc, że Żarski rozmawia z panią domu, dodał:
— Pani powinna go wziąć w opiekę, gust sprostować.
— Za mało jestem pewna siebie, a on za piękny! — odparła, śmiejąc się swawolnie. — I ty, Gi-