Strona:Maria Rodziewiczówna - Magnat.djvu/161

Ta strona została uwierzytelniona.

— To dobrze! Ja ci resztę dopowiem! Szkapy, to jeszcze jedna rzecz warta czegoś w życiu.
— Ba, żeby takie mieć, coby nigdy nie zawiodły.
— Kto w hazard gra, musi być i na klęskę przygotowany. Na to jest zimna krew.
— Żebym kiedy w życiu przegrał, tobym życie w tej chwili podkreślił i skończył. Nie warto żyć po klęsce. Zimnej krwi poskąpiła mi przyroda i nie starałem się wyrobić. Niesmaczna mikstura.
— Ja przeciwnie, szczycę się tem, że nigdy się nie zdradzę, co mi jest przykre, co przyjemne, czego pragnę, czego nie chcę, co mnie cieszy, co mnie martwi. Nie drgnąłem, ani się uśmiechnąłem, gdy „Kormoran“ wziął Derby w Moskwie, ani się skrzywiłem, gdy palnąłem w łeb „Helladzie“, jak złamała nogę na torze. A była to istota, którą kochałem najbardziej w życiu i straciłem na niej tego dnia 25 tysięcy rubli. Wszystko trzeba znieść zimno.
Potakiwał smutno głową i spytał:
— „Mont d’or“, mówisz, najlepszy! Zobaczę go za tydzień.
I oczy mu poweselały na sekundę.
— Czy i panie do Zborowa pojadą?
— Sądzę, że Gizela matkę namówi. Skarżyła się już w karnawale, że nudno, tembardziej teraz.
— Pan Lasota się nie ożenił?
— Odmówiła! — odparł Adam roztargniony, nie uważając, że zdradza rodzinną tajemnicę.
— Czy jest już kto na moje miejsce do zarządu? — spytał znowu po chwili Aleksander.
— Nie! — odparł Adam szczerze. — Przez czas twej kary zabawimy tam sami, a potem wrócisz! Gizela zachwycona jest raportami i mówiła, że kwestję pieniężną ureguluje z tobą na wiosnę, a ja kombinuję, że pra-