Strona:Maria Rodziewiczówna - Magnat.djvu/205

Ta strona została przepisana.

I z czystem sumieniem, zasnął Adam i przespał południe, a potem, zajęty obowiązkami gospodarza, nie miał czasu na rozmowę, tembardziej, że Aleksander był niewidzialny, a Gizela spokojna i bawiła się doskonale.
Wieczorem znowu rozpoczęła się gra i Lasota wygrywał, miał sporo pieniędzy.
Nazajutrz zaczęli się goście rozjeżdżać i zamęt panował w Zborowie. Na chwilę ujrzał Adam Aleksandra w rozmowie z Lasotą, potem przy pożegnaniu Bujnickich, ale nie zamienili z sobą trzech słów, zajęci bardzo obydwa.
Nareszcie ostatnia odjechała hrabina Natalja z Tekenym i Lasotą i w Zborowie zostali tylko domowi.
Wtedy Adam poczuł zmęczenie bezmierne i zasnął spokojnie noc całą, na laurach. Wygrał na „Flammie“, wygrał w karty i byłby zupełnie szczęśliwy, gdyby jego przebudzenia nie struła myśl rozmowy z Aleksandrem.
Ale ledwie wstał, przyniesiono mu kartę: „W bardzo pilnym interesie jadę do Lublina na dwa dni. Rozporządzenia wszelkie wydane, o nic się nie troszcz!“
— Dobre i dwa dni! Im dalej, tem ten wielki jego występek straci w oczach Gizeli, a jego interesa zupełnie otrzeźwią. Pewnie sprzedał Mniszew i traktuje o Zabrańce!
Zupełnie wesół poszedł do pań i zasiadł z niemi do gawędki w buduarze Gizeli.
Pani Kalinowska przeglądała całotygodniową pocztę, hrabianka czytała sportowe angielskie pismo, kołysząc się w fotelu.
— Ciekawym, czy się Lasota odegrał? — rzekł Adam. — Pojechał za Tekenym, a raczej za swemi pieniędzmi, do Lwowa.