Strona:Maria Rodziewiczówna - Magnat.djvu/208

Ta strona została uwierzytelniona.
IX.

O jeden dzień później wrócił Aleksander z Lublina i zaraz przyszedł do gabinetu Adama.
— Cóż? Sprzedałeś Mniszew i kupiłeś Zabrańce?
— Mniszew sprzedałem. Mam zdać za miesiąc. Zabrańców nie kupiłem.
— Zabrakło ci pieniędzy? Chcesz, założę ci, ile trzeba.
— Nie! Jeszcze się namyślam! Nie mówiłem z Binsteinem. Może się co innego zdarzy! — odparł wymijająco i przeprowadził rozmowę na temat interesów zborowskich.
Był zresztą swobodny, bez cienia zgryzoty. Adam szukał w głowie wstępu do rozmowy o Gizeli, ale mu nic na myśl nie przychodziło. Wreszcie rzekł:
— Matka o ciebie co chwila pyta. Zachwycona kościołem i przygotowała ci prezent: pierścionek zaręczynowy.
Aleksander się dziwnie roześmiał i głowę spuścił, patrząc ponuro na dym z cygara.
— Niebardzo wesoło przyjmujesz tę wiadomość.
— Bo wygląda mi w tej chwili na ironję.
— Dlaczego?
— Po tem, o czem w Lublinie mówiłem z Wolskim.
— Z tym warjatem? Jakto, wrócił żyw z Algieru?