Strona:Maria Rodziewiczówna - Magnat.djvu/222

Ta strona została uwierzytelniona.

lonizacji, a po drugie szuler jest zawsze wspaniałomyślny, gdy mu szczęście idzie, a zawsze oszust, gdy się wena odwróci. Jedno i drugie mało go kosztuje, bo on całe życie żyje na cudzy koszt. Zresztą, wywdzięczając mu się, nie spełni pan dobrego uczynku, ani jemu się nie przysłuży. Przedłuży pan egzystencję szkodliwego pasożyta. Ja, wymawiając mu dom, dałem najlepszą radę: żeby sobie w łeb palnął. Posłałem mu nawet dwadzieścia pięć reńskich na rewolwer. Czy pan tam był u niego w tych nieszczęsnych dobrach?
— Nie!
— Jest tam miasteczko, pełne lichwiarzy, którym on oddał na pastwę ziemię, lasy, wody i wszystko, co po tej ziemi chodzi, co na niej mieszka. Zgroza, co tam za wyzysk, krzywda, ruina i nędza! Dawno-by stracił i tytuł własności, który mu tylko pozostał, ale żydzi to utrzymują, żeby do skończenia świata wyciskać sto za sto. A przecie to była pańska fortuna i rodzice jego zostawili jedynakowi czystą, jak szkło! A teraz w ich domu mieszka żyd dzierżawca, a po ich mogiłach, pasą się jego kozy, czy krowy. A jednak życie spędza na szulerce, nie mając odwagi rozbijać po traktach, co na jedno wychodzi. Pojedź pan tam kiedy do tej nieszczęsnej Czernicy, a wtedy broń pan Lasoty!
Stary ręką machnął i zabrał się do kawy, ale po chwili coś sobie snać przypomniał, bo spytał:
— Toć on podobno konkurował o hrabiankę Starżę?
— Nie wiem! — odparł lakonicznie Aleksander.
— To jest: nie chce pan powiedzieć. Ale ja wiem wszystko! — położył nacisk na ostatnim wyrazie.
— Może pan nawet więcej wie, niż ja! — zaśmiał się Aleksander.