Kalinowski tymczasem, wróciwszy do Kuhacza, poszedł wprost do pałacu i zameldował się.
Wyszedł do niego Wojewódzki, niecierpliwy, bo właśnie szperali po różnych szufladach i meblach, szukając pieniędzy.
— A co tam? — spytał sucho.
— Przyszedłem oznajmić, że wracam z parafji. Proboszcz nie zechciał ze mną o pogrzeb się układać. Czeka na rozporządzenie pana.
— Znowu będzie rozbój na gładkiej drodze! — mruknął Wojewódzki. — Ale miał rację: ja tu jestem panem. Każ mi pan zaprząc do powozu. Zaraz jadę.
— Niech pan zawoła lokaja! On wie, gdzie stajnia! — odparł Kalinowski i wyszedł.
— To już nie zuchwalec, to zbój! — zawołał Wojewódzki.
Przeszukiwanie biurek i szufladek poprawiło nieco humory rodziny. Znaleźli cenne stare klejnoty, podręczną kasę, a w niej parę tysięcy gotówki i arkusz z wyliczeniem kapitałów. Suma dwieście tysięcy rubli w najrozmaitszych papierach, akcjach i złocie.
Pod sumą generałowa napisała aforyzm: Beatus qui tenet i swój podpis.
— Tak, sumka okrągła! — zaśmiał się Staś. — Dostanę od ojca jeden folwark i połowę gotówki. Założę stajnię wyścigową, jak Adam Kalinowski, i więcej rodzicom nie będę dokuczał. Ale mi ta łacina się nie podoba! Niesmaczny koncept starej ropuchy. Zdaje się, że ją widzę w tej chwili, jak na nas patrzy i drwiąco się wykrzywia! A jeśli je gdzieś tak schowała, że i czart nie znajdzie?
— No, no, jeśli ich tu nie będzie, to je gdzieś schował rządca! — odparł ojciec. — Bądź spokojny, sąd przydusi ptaszka, wyśpiewa! Szukajcie dalej! Ja
Strona:Maria Rodziewiczówna - Magnat.djvu/35
Ta strona została uwierzytelniona.