Strona:Maria Rodziewiczówna - Magnat.djvu/49

Ta strona została skorygowana.

— Daj to Boże, bo ostatecznie za co on dostał? Za to, że pieniądze przepadły?
— On je ukradł! Przysięgnę na to! — zawołała pani.
— A chociażby! Czy to był sposób dobry, aby je odzyskać? Śledztwo, sprawa, rewizja, i cóż z tego? Ostatecznie my jesteśmy skompromitowani. A kulę dostał, bo się upominał o zaległe pensje. Jeszcze tedy będzie bohaterem i ofiarą.
— On i o swoją się dopominał. Przecie podobna bezczelność przechodzi dozwoloną granicę.
— Człowiek ten jest mi tak antypatyczny, że aż mi ulżyło, gdym palnął! — ozwał się Wojewódzki. — Przecie to drab, zbój, zuchwalec! To on temu wszystkiemu jest winien. On do tego doprowadził.
— No, a dalej co będzie?
Wojewódzki odzyskał trochę śmiałości.
— Dalej? Jestem dość bogaty, żeby sprawę zakazać. A jeśli on zechce ze mną wojować, to będzie dowód, że pieniądze ukradł. Wtedy rzecz się wyjaśni.
— Więc ojciec dalej myśli uprawiać swój system? W takim razie ja wracam do Warszawy.
— Jak ci się podoba! — zaciął się Wojewódzki.
Syn ramionami ruszył i poszedł do swego pokoju, gdzie najspokojniej położył się i zasnął.
Rodzice musieli niewiele snu użyć, a dużo rozwagi, bo nazajutrz rano zawołał Wojewódzki pisarza, pasowanego na rządcę i wydał następny rozkaz:
— Odeślesz zaraz do miasteczka rzeczy i co należy do Kalinowskich.
— I krowy? I klacz?
— Wszystko. Oddasz posłańcowi tę kopertę i polecisz się dowiedzieć, jak się ma Kalinowski. Przygotu-