Strona:Maria Rodziewiczówna - Magnat.djvu/59

Ta strona została skorygowana.

bili dlatego, że wiedziała o pieniądzach. Jabym tego nie trzymał dla ludzkich plotek!
Aleksander podniósł się wyzywająco.
— Plwam na ludzkie plotki! — zawołał. — Tyle ona wie o pieniądzach tych przeklętych, co i my. A że słaba i mała do nas się schroniła, to i zostanie, póki sama zechce. Byliśmy sami z matką w poniewierce, wiemy, jak to smakuje, więc jej na poniewierkę nie damy. Mogą sobie ludzie szczekać, ile chcą i co chcą!
Józia słuchała uważnie, namysł i silne postanowienie malowało się na jej wzburzonej twarzy, a co słyszała, ryło się niezatartemi głoskami w dziecinnej pamięci.
Uciekała do Kalinowskich instynktownie, jako do jedynych znajomych, teraz przylgnęła do nich, ślubowała im dozgonną wdzięczność, temu strasznemu Aleksandrowi, którego się bała, jak uosobienia grozy i władzy i siły, a który ją raczył wziąć pod swą opiekę.
Pierwszy raz poczuła, że jest czyjąś, że ma kogoś swojego na świecie.
Sucheniec stropił się odpowiedzią Kalinowskiego, począł się tłómaczyć:
— Pan bo mnie nie zrozumiał...
— Owszem, rozumiem. To wy raczej mnie nie pojmujecie. Żeby was opadły żydziaki na rynku i poczęły krzyczeć, żeście ukradli bułkę ze straganu, cobyście zrobili?
— Ja, Sucheniec, kraść bułkę!... — roześmiał się stary. — A tobym plunął i poszedł dalej!
— Tak i ja czynię, gdy mnie posądzają, żem generałową okradł! Niema o czem mówić. Sprzedajcie mi jeszcze, gospodarzu, ćwierć owsa dla klaczy, bo pojutrze pójdzie ze mną w drogę daleką, i chodźmy do gminy o małej zawiadomić. Papiery jej trzeba z Kuhacza wydobyć.