Strona:Maria Rodziewiczówna - Magnat.djvu/96

Ta strona została uwierzytelniona.

że ludzie ci wielce ją ważą, więc chciałem być w porządku.
Adam Kalinowski otworzył jedną z szaf i dobył księgę.
— Tu jest genealogja „Koroneta“, zakończona na „Alicji“. Pan mi musi tych dokumentów udzielić na posiedzenie naszego towarzystwa. Ale to jest historja, jakiej na świecie nie było! Pan pozwoli, że każę natychmiast klacz wziąć do stajen. Upał jest, a tam w bramie przeciąg, może jej to zaszkodzić.
Zawołał lokaja, kazał wezwać dwóch masztalerzy, posłał po trenera Anglika, zrobił się rejwach i zamieszanie.
Po załatwieniu sprawy z dziedziczką wielkiego „Koroneta“ pomyślał wreszcie Adam Kalinowski o jej właścicielu i wrócił do kancelarji wywiedzieć się o jego pochodzeniu.
— Nie przeszkadzam panom? — spytał dyskretnie.
— Owszem. Możesz pomóc! — zawołał Lasota. — Pan Kalinowski chce nabyć Mniszew. Znasz ten majątek lepiej odemnie, bo graniczy ze Zborowem. Ja cenię włókę po dwa tysiące.
— Czyli żąda pan trzydzieści sześć tysięcy. Wobec bezmiernego spustoszenia pól i budynków, ja nie mogę dać więcej nad trzydzieści cztery.
— Płatne zaraz? — spytał Lasota.
— Płatne od dziś za rok.
— A jakąż mi pan daje pewność?
— Hipotekę. Dając mi tytuł własności, wpisze pan sumę na hipotekę. Jeśli za rok nie zapłacę, zabierze pan majątek z moją całoroczną pracą i wkładami.
— To jest szczególny interes! Oddam panu majątek darmo za rok. Wprawdzie darmo mi przyszedł! — roześmiał się i po chwili spytał: