Strona:Maria Rodziewiczówna - Między ustami a brzegiem puharu.pdf/130

Ta strona została uwierzytelniona.

Spuścił głowę i, kręcąc markotnie brodą, rozmyślał, jak streścić podróże, polowania, sport i miłostki w określeniu czynu i zajęcia.
— Teraz, babciu, myślę obrać jakąś karjerę.
— Myślisz dopiero? A, to ślicznie. Przecież masz dobra... Zarządzasz prawdopodobnie? Ileż to morgów?
— Nie pamiętam, doprawdy, w tej chwili.
— Coraz lepiej! Można ci połowę ukraść. No, masz pewnie browary, winnice?...
— Zapewne, że są.
— Jakto, zapewne? Co to za frazes? Ileż obrotu rocznego?
— Dużo, babciu.
— Ja chcę wiedzieć cyfrę!
— Kiedy nie wiem ściśle. Musiałbym się spytać Sperlinga. W dobrach są rządcy i technicy: w Dülmen — Johann Assauer, w Schagern — Thomas Spiess, w winnicach — Francuz z Burgundji, no, a w browarach zarządza mój kolega Martinsen.
Oblicze pani Tekli robiło się coraz czerwieńsze z oburzenia i gniewu.
— Próżniaku! Pasorzycie! — wyrzuciła z siebie. — Coś ty wart na świecie! Fe, taki młody, zdrów, silny, i do niczego! Ja jestem stara kobieta, a wiem, ile Marjampol ma obszaru, ile przynosi dochodu, co wart koń i wół, gdzie jakie ziarno rodzi, ile gorzelnia zużytkuje ziemniaków... księgi codzień przeglądam. Fe, jak ci nie wstyd żyć na świecie, spojrzeć ludziom w oczy? Żadnego zajęcia! Szuka dopiero karjery w 27-u latach wieku! Oburzające!
Panna Jadwiga, jakby czuła, że obecność jej jest szczytem przykrości dla młodego człowieka, wstała.