Strona:Maria Rodziewiczówna - Między ustami a brzegiem puharu.pdf/230

Ta strona została uwierzytelniona.

— Stanowczo! A ty się zaręczyłeś?
— Ja? Z kim?
— Z kimże? Z Jadzią!
— Panna Jadwiga płacze po Głębockim. A ma trzech konkurentów rodaków, znajomych. Gdzie mnie próbować nawet!
— Co? Płacze po Głębockim? Czyś ty rozum postradał, człowieku? I to dowodzą, że zakochani mają przeczucia! Aleś ty, Wacławku, ślepy jak kret! Pokaż-no obrączki. Może zaduże?
— W pugilaresie na stole. Dlaczegóż babka dowodzi, że płakała po Głębockim?
— Jeżeli ty w to możesz wierzyć, to czemuż nie babka? Oboje macie wiele daru spostrzegawczego! Doskonałe obrączki, śliczne! Dziękuję ci!
— Niema za co. A ty co spostrzegłeś?
— Ja nic nie potrzebowałem obserwować, bo mi Jadzia sama powiedziała. Przecież ci pisałem.
— Nie odebrałem listu. Powiedz co mówiła?...
— Najciekawszego nie wykrztusiła, schowała dla kogoś innego, na deser. Boże, Boże, że też wy sobie bezemnie rady nie umiecie dać! Oświadcz-że się jutro.
— Nie mogę! Nie wart jej jestem. Jak mi jeszcze raz odmówi, to w łeb sobie palnę!
— No, to lepiej oświadczaj się po mojem weselu. Gotóweś nie zrozumieć jej mruczenia, weźmiesz zgodę za odmowę i zrobisz mi nieszczęście i zły omen. Czy wiesz, ilem zdobył buziaków przez ten cały czas? Zgadnij?
— Sto?
— Dwa tylko! Jeden 15-go marca, a dziś drugi. A com prosił, błagał, zaklinał!
— Bo nie zaklinaj. Sama ci ofiaruje.