Maricowa, przetrzebiwszy zastępy oficjalistów, nie starała się o nowych.
Mąż otrzymał bezpłatną posadę magazyniera; sierota, wzięta na opiekę, została mianowana praktykantem na kontrolera; ona sama zajęła obowiązek stróża, do pomocy kupiwszy u czyściciela buldoga, a sobie sprawiwszy wielką pałkę.
Wprawdzie psa się sama trochę obawiała, a laska zawadzała jej w robieniu pończochy, czynności, którą spełniała zwykle, chodząc; ale nie traciła otuchy, że i z tem się oswoi, i dreptała dzień cały wścibiając wszędzie nos, rewidując każdą furmankę, oglądając interesantów, obmacując nawet torby z obrokiem.
Maricowi podobało się zajęcie. Odbierał po garstce z każdego worka mąki, niedoważał jaką drobinę, pył zmiatał skrzętnie, partję ziarna po dwakroć czyścił, na wagę zawsze coś naciągnął.
Sierota, zahukana, z sił całych starała się dogodzić. Nienawidzili jej majstrowie w warsztatach i młynarze, klęli furmani i dostawcy. Nie wierzyła nikomu, wciąż