garnie i utrzyma Lipowiec, jakim dobrodziejem będzie nowy jego chlebodawca.
Gdy podano deser, panie wyszły z jadalni, i po chwili z salonu rozległy się dźwięki fortepianu, Brück zapalił cygaro i dalej mówił cyframi, Dyzma słuchał.
Słuchał, ale mimowoli nie mógł poświęcać już całej uwagi sprawie finansowej. Zachwyt jego dla rozumu Briücka poczynał się dziwnie plątać z marzeniem nieuchwytnem, nieziemskiem, do którego ciągnęły jego duszę tłumione dźwięki w salonie. I poczuł w sobie wyraźnie dwie dusze i natury, dwa wpływy ras rodzicielskich i sprzeczne ich siły i popędy. Niewiadomo skąd, raz pierwszy zdał sobie w tej chwili sprawę jasną z tego i zapytał sam siebie: „Czym ja Niemiec, czy Polak?“
Przeraził się prawie tego odkrycia, przeraził się nawału myśli, które po tem jednem pytaniu wtargnęły mu do mózgu. Potarł czoło i siłą woli zwrócił uwagę na rozmowę bieżącą, ale kwestja raz poruszona, powracała co chwila do myśli i obserwacji.
Coraz bardziej czuł się roztargnionym, coraz mniej bawiły go świetne plany Brücka. Nareszcie Niemiec się spostrzegł.
— Co? Zmęczyły cię cyfry? Prawda, jeszcześ dziecko. No, no, potem się wprawisz. No, możemy przejść do salonu. Widzę, że mi przyniesiono pocztę.
Zaraz też zasiadł do gazet, nie troszcząc się dalej o Dyzmę.
Różowa lampa słabo oświetlała twarz grającej dziewczyny. Chłopak zapatrzył się na nią i jak pod czarem, zbliżył się do fortepianu. Pochyliła głowę chwilę szukała w pamięci i zaczęła znajomą piosenkę. Gdy dwa głosy objęły salon, Brück podniósł głowę i słuchał z przyjemnością, potem zatopił się znowu w gazetach. Miss wcale nie przerwała rozcinania kartek książki.
Przy fortepianie młodzi rozmawiali przy wtórze dźwięków, które snuły się z pod rąk dziewczyny, a rozmawiali z takiem zajęciem, że niepostrzeżenie upłynęła godzina, może dwie, a oni wcale czasu nie czuli. Musiała to być rozmowa bardzo poważna, bo w oczach
Strona:Maria Rodziewiczówna - Na wyżynach.djvu/104
Ta strona została przepisana.